Rój pszczeli jest modelem zbiorowej społeczności, którego zadaniem jest przetrwanie.

W 1984 roku w Peru, w drodze do rzeki Cangasa w Rezerwacie Santiago, gdzie wędrowałem w poszukiwaniu złota i samego siebie,  zatrzymałem się na jedną noc w wiosce La Posa. Spotkałem tam biednego jak mysz sefardyjskiego Żyda Javiera Mendez, którego siostra mieszkała w Iquitos, a brat w Miami na Florydzie.
 
Pan Javier Mendez miał 75 lat i 75 dzieci. W nocy, pod gwiezdnym niebiem, kiedy piliśmy samogon z trzciny cukrowej, zapytałem go, jak on tyle dzieci wychował. Powiedział mi, że to nie jego sprawa, ponieważ niektóre z dzieci urodziły się pod dobrą gwiazdą a inne pod złą, a on nie czuł się na siłach aby to zmienić. Dodał, że niektóre z nich wyemigrowały z wioski La Posa i zostały lekarzami i prawnikami, a pozostałe chodziły nago po dżungli w poszukiwaniu pożywienia.
 
Nie było to dla mnie zaskoczeniem, ponieważ mój teść Max Perez miał 60 dzieci – jednym z nich była moja poprzednia żona Graciela. Obaj Panowie Javier i Max uważali płodzenie dzieci za swoją powinność. Nie wspominam tych panów aby zaszokować moich rodaków, którzy żyją w kraju, gdzie ludzie nie chcą mieć dzieci. Wspominam ich, ponieważ oni wiedzieli, że nie mieli kontroli nad charakterem swoich dzieci. Jako ojciec 5-ciorga potomstwa, z których troje miałem pod opieką przez wiele lat jako samotny rodzic, muszę przyznać, ze ci panowie mieli rację.
 
Jednym z wielkich misteriów, jakie poznałem,  jest poczęcie życia. Mimo iż w wyniku tajemnicą owianego procesu  nasze dzieci mają wygląd podobny do nas, to każde z nich ma inny charakter, który poznajemy dopiero po wielu latach. Możemy starać się je dzieci wychowywać ale tak jak wilk zawsze wróci do lasu, nasze dzieci prędzej czy póżniej będa miały taki charakter z jakim przyszły na świat.
 
Podejrzewam, choć nie mam na to dowodów, że w momencie poczęcia obca dusza wchodzi w ciało spłodzone przez rodziców. Żadna religia ani naukowcy nie wiedzą, w którym momencie ta dusza się pojawia. Ale musimy równiez przyznać, że każde dziecko tych samych rodziców, ma inny charakter. Na podstawie tych przemyśleń doszedłem do wniosku, że każdy nowy człowiek to „obca” dusza – jakiś „kosmita” i jedyne, co rodzic moze zrobić, to zadbać o jego wykszałcenie w zgodzie z  jego zainteresowaniami i przeznaczeniem i starać się być jego przyjacielem.
 
W nawiązaniu do naszej religii katolickiej, jest wiele miejsc w Piśmie Świętym, czyli Biblii, nawiązujących do wypowiedzi Jezusa Chrystusa, że my wszyscy jesteśmy dziećmi jego ojca, czyli wszechmogącego  Boga. W tym znaczeniu każda dusza, która wejdzie w ciało w momencie poczęcia jest boska i ma wolną wolę aby czynić dobro lub zło na tej Ziemi. Obecnie gołym okiem widać, że Polacy jako naród nie chcą mieć dzieci, ponieważ nie tylko bieda ale zło panuje na ich obszarze. Statystyka pokazuje, że ilość urodzeń dzieci w Polsce zaczęła spadać po 1991 roku, kiedy to nasi rodacy przestali wierzyć w tzw. „demokrację” po niemoralnym i nielegalnym utrąceniu Partii X w wyborach do Sejmu, kiedy ta partia miała możliwość wprowadzenia ponad 100 posłów.
 
Od dziada pradziada moi przodkowie po mieczu hodowali pszczoły. Od małego pamiętam ule, które mój ojciec Jan postawił między owocowymi drzewami w ogrodzie. Ja też 25 lat temu postawiłem 20 uli na mojej farmie w Kanadzie i sam się nimi opiekowałem. Przez pierwsze 10 lat wszystko było dobrze – miód był wspaniały. Wysiałem na mojej posesji mnóstwo nektarodajnych kwiatów i w lipcu każdego roku szczęśliwe pszczoły same dbały o ule i produkowały tyle miodu, że cały czas musiałem dokładać nowe ramki na plastry.
 
Przez te lata opieki nad pszczołami dobrze poznałem ich zwyczaje. Każdy rój, czyli ul to dobrze zorganizowana monarchia. Wydajność produkcji miodu w wielkim stopniu zależy od jakości królowej. Dlatego pszczelarze pilnie obserwują wydajność pracy w każdym ulu i nawet je ważą aby wymienić królową, gdzie produkcja miodu jest poniżej normy. Rój, który ma silną królową, ma też większe szanse przetrwania srogiej zimy.
 
Po 10 latach niestety moje pszczoły zaczęły się roić, czyli szykować do ucieczki, tak jak Polacy do emigracji. Na te, które pozostały w ulach nadszedł okropny pomór. Osłabione , zawszone roje zaczęły chorować na różne zarazy, nie były zdolne do odparcia inwazji woskowych ciem i nie mogły przetrwać zimy. Z pomocą specjalistów z Uniwerystetu w Guelph starałem się leczyć chore roje różnymi sposobami ale nic nie pomagało. Spaliłem stare ule i postawiłem nowe, a mimo to pszczoły umierały. U sąsiednich pszczelarzy było to samo.  Zebrały się na ten temat światowe konferencje naukowców ale nie doszło do konkretnych konkluzji.  Jedno jest pewnie, ze całe zło przyszło z południa Kanady. Na północy pszczoły mają się dobrze.
 
Rój pszczeli jest modelem zbiorowej społeczności, ktorego zadaniem jest przetrwanie. Kiedy ich królowa jest stara, pszczoły wybierają nową królową, karmioną pszczelim mleczkiem. Nowa, młoda królowa musi z tą starą stoczyć bój na śmierć i życie. Jeśli jest silna, to zwycięży i rój będzie mocniejszy, bardziej zdolny do przetrwania. Podobnie w dzisiejszej Polsce w nadchodzących wyborach, kandydat narodowej Polski musi stoczyć bój z obecnym prezydentem aby nasz wymierający, „rojący” się naród miał mozliwość przetrwania. Bo tak jak w przypadku pszczelego roju bardzo dużo zależy od doskonałości  i siły prezydenta.
 
Nasz kandydat do takiej walki musi mieć silne wsparcie narodu, który ma reprezentować w kraju i zagranicą. Inaczej nie będzie on poważanym, skutecznym prezydentem. Przez ostatnie cztery lata nikt praktycznie nie szukał i nie wspierał takiego kandydata. Teraz pod presją czasu, bo wybory będą w maju, nastąpiła taka konieczność.
 
Czy Polacy w tak krótkim czasie potrafią się zmobilizować aby wesprzeć jednego kandydata na prezydenta, który będzie na tyle silny, że pomoże w przetrwaniu ciężkich czasów, które nadchodzą?  Przez ostatnie 25 lat żaden z prezydentów RP nie miał wsparcia „ulicy”, ponieważ każdy jeden reprezentował obce interesy lub usilnie pilnował „żyrandola” tak, jak to robi obecny gość w Pałacu Namiestnikowskim.
 
Jaka jest cena i jakie są korzyści „silnego” prezydenta RP?  Każda polska pszczoła w obliczu niepewności jutra i swojej doli będzie sama sobie musiała odpowiedzieć na to pytanie.
 
Inaczej w słabej, schorowanej Polsce będzie się rodzić coraz mniej dzieci, a Polacy się „wyroją” na swiat i kraj stanie się pełną własnością naszych wrogów. A mamy ich wielu na Wschodzie i Zachodzie, a najwięcej w samej Warszawie.
 
Stanisław Tymiński
Acton, Kanada, 29 grudnia 2014