Każdy pracodawca powinien wiedzieć, że ludzie, którzy nie są głodni pracują o wiele wydajniej.

Od wielu lat na jesieni kupuję wycisnięty maszyną sok z kalifornijskich winogron na białe wino, zawsze u tych samych Włochów, którzy są właścicielami marketu w Mississauga. Znam tam z widzenia wszystkich pracowników i właścicieli ale tym razem po opłaceniu rachunku pokazał się nowy, barczysty ale wyrażnie zestresowany i przygaszony człowiek w wieku około 30 lat. Nieporadnie kilka razy przeczytał moje zamówienie i w końcu kiedy znalazł skrzynkę dorodnych bialych winogron typu Muskat, to cała zawartość wysypała mu się z jego dużych rąk na ziemię. Zaczął je zbierac z ziemi do skrzynki ale nie szło mu to dobrze.

 

Akurat w tym momencie pojawił się jeden z braci włąścicieli i powiedział: „Jan, nie zbieraj winogron z ziemi – daj mu nową skrzynkę” Zapytałem go: „To Polak”? Okazało się że tak, a więc zagaiłem rozmowę: „Ten człowiek jest po prostu głodny, pewnie nie jadł ani śniadania ani obiadu i nie ma siły do pracy”. Na to Włoch odpowiedział, że Pana Jana właśnie przysłało biuro zatrudnienia i on nawet nie wie jak mu płacić ponieważ biuro zatrudnienia prosiło aby mu wpłacać pieniądze bezpośrednio na jego konto bankowe bo on dużo pije i pewnie przepije gotówkę. Na co ja powiedziałem, że szczególnie dlatego jeśli on mu da coś do jedzenia to będzie miał o wiele bardziej wydajnego i oddanego pracownika. Na to Włoch: „Panie, my mamy w markecie gorący bufet i codziennie wieczorem wyrzucamy masę niesprzedanego jedzenia”.

 
Po tej rozmowie poszedłem na tył budynku gdzie stała potężna maszyna z tłokową śrubą z mosiądzu do wyciskania soku ze świeżych winogron. Przy maszynie stał jeden z włoskich pracowników i trzymał szlauch aby wlać wyciśnięty sok do plastykowych kubłów. Po jakimś czasie zorientowałem się, że Pan Jan stoi na drabince za maszyną i swoją dużą reką wpycha winogrona w potężną śrubę tłokową tej maszyny. Tak mnie to zdenerwowało, że głośno go, grzecznie mówiąć zrugałem po polsku ale musiałem długo krzyczeć, bo z pewnie z powodu głodu jakby do niego nie dochodziły moje słowa.

 
Kiedy kubły były pełne soku, dałem Polakowi i Włochowi napiwek i poprosiłem aby mi je zanieśli do samochodu. W drodze spotkałem Włocha właściciela, który z  usmiechem od ucha do ucha nióśł duźe plastykowe opakowanie z gorącym jedzeniem z bufetu dla Pana Jana. Stanąłem przy nim, uścisnąłem mu gorąco dłoń patrząc się mu prosto w jego radosne oczy  i odjechałem.

 
Kilka dni pożniej z powrotem przyjechałem do tego samego miejsca aby kupić korzec słodkiej papryki na wekowanie. Od samego wejścia na teren marketu widziałem rozradowane uśmiechem z powodu mojej obecności twarze włoskich pracowników. Zapytałem o Jana i go przywołano. Przyszedł zupełnie inny człowiek - pełen siły, tryskający wielką energią i dobrym zdrowiem. Zapytałem go czy dają mu jeść – skinął lekko głową i powiedział: „innym też” i szybko się zmył widocznie zażenowany moim pytaniem.

 
Od tej pory czasem myślę o Panie Janie, tak jak wspominam swoje wczesne miesiące na emigracji 45 lat temu, kiedy to często sam byłem bardzo głodny tak, że słaniałem się na nogach a okrutni pracodawcy bezlitośnie mnie poganiali abym pracował wydajniej i szybciej. Mam nadzieję, że ci Włosi, ktorzy dali Panu Janowi pracę i jedzenie też mu pomogą aby więcej nie pił bo często ludzie piją z rozpaczy ze względu na tęsknotę do Kraju i swoją niedolę.

 
Jeśli ty czytelniku też dobrze życzysz Panu Janowi to z pewnością mu to pomoże.